środa

MK

Teraz widzę, że Cioran ma rację. Dopiero radykalność śmierci sprawia, że odrzucamy nasze mniemania o świecie. Widzi się rzeczy w ich prawdziwym kształcie i proporcjach. Wiem, że zaraz to przejdzie. Że ostrość spojrzenia zostanie zagłuszona przez zgiełk...

Podsumowuję te kilka zdarzeń i myśli ostatnich tygodni. Już burza myśli ucichła, już jest zwyczajniej. Można wyciągnąć wnioski.

Po pierwsze wiem, że każde istnienie jest lepsze od nieistnienia. Lepsza jest jakakolwiek obecność osoby bliskiej niż puste miejsce po tej osobie. To co było nieoczywiste, teraz takie się staje. Obecność nawet najbardziej ułomna, nawet naznaczona cierpieniem i smutkiem. Jakakolwiek, ale jednak obecność.

Po drugie wiem, że najważniejsze jest doświadczanie zdarzeń takimi jakie one są. Doświadczanie proste, mocne, czasem bolesne, ale najbardziej szczere i prawdziwe. Niezdeformowane przez rozmaite społeczne sztuczki - przez używki, przez religię, przez zabawę. Gdy stajesz nagi i bezbronny wobec świata, możesz go tylko doświadczać, nie warto z nim walczyć, próbować objaśniać, usprawiedliwiać; nie trzeba szukać w nim sensu, albo znajdować tylko bezsens; po prostu trzeba świata doświadczyć. Zmysłami i uczuciami. Do końca. Szczerze.

Po trzecie pozbyłem się przekonania, że tracę czas. Cokolwiek bym robił, albo nie robił. Wszystko jedno. Czas płynie. Ja żyję. I doświadczam zdarzeń po drodze. Ale już bez lęku, bez niecierpliwości, bez pośpiechu. Wiem, że nie ma czegoś takiego jak tracenie czasu. To nie istnieje.

Jestem trochę ponad to, ale inaczej niż myślałem, że mogę być. Jestem właściwie w centrum moich wydarzeń i ich doświadczania, ale jakby otoczony kokonem. Stoję tu ze świadomością, tego doświadczania, jego nieuchronności, jego wagi i powagi. Świadomość jednak jest wszystkim.

Brak komentarzy: