niedziela

Co 15 lat umieram...

I znowu żyję innym życiem. Kolejny raz. Który to już? Piąty?

--------------------------------------------------------
Piąty
Jest dom. Może niewymarzony. Ale jest. Wygodny i ciepły. Jakiś ostatnio bliższy. Jest Ania. Też ciepła, choć czasem cierpka. Jest Pan Bojek - Jan, czyli mnóstwo radości, czułego dotyku, rozanielenia. Jesteśmy tylko we trójkę i znowu czegoś brak - towarzystwa przyjaciół, rozmowy, sporu. Ale brak jest nieodłączną cechą mojego życia, każdego z moich żyć. Na imię mu Nienasycenie. Jednak i to życie, jak każde poprzednie,  a może nawet bardziej, będę wspominał z rozrzewnieniem, jestem tego pewien. Teraz tego nie wiem jeszcze dostatecznie jasno, wiem to nie dość wyraźnie. Kiedyś, niedługo, będzie inaczej. Niedługo będę tego pewien...

A kończy się zawsze niezauważalnie i niewyraźnie. Poprzednie życie znika i w końcu widać, że to co minęło już nie ma żadnego związku przyczynowego z teraźniejszością, a ty stałeś się kim innym i wszystko co cię z tamtym sobą/tobą  łączy, to wspomnienia, coraz mniej i mniej wyraźne. Teraz już nie wiem kiedy to piąte życie się zaczęło, nie potrafię wskazać żadnego wyraźnego punktu początku, tak jak nie potrafiłem w żadnym poprzednim. W życiu zresztą wszystko jest niewyraźne. Ktoś tam dziś mówił w telewizji, że człowiek przeżywa dwa życia - to młodzieńcze i to dorosłe i czymś tam się od siebie różnią. To nieprawda, bo ja przeżywam już co najmniej piąte życie i nie ma to żadnego związku z wiekiem, raczej z czasem i sekwencją zdarzeń.

--------------------------------------------------------
Dzisiaj Rafał* to już przeszłość...
Sam się dziwię, że to w końcu napisałem. Ale to prawda i po co się jeszcze oszukiwać w sferze werbalnej, skoro uczucia już od jakiegoś czasu wiedzą swoje. To już ma dla mnie znaczenie wyłącznie sentymentalne, bo wydarzyło się w innym życiu. W tamtym życiu byłem piękny i młody, byłem na studiach, byłem rozszarpywany emocjami, a czasem nadziejami. Wiele się działo i jeszcze więcej się nie zdarzyło, czego potem, po czasie oczywiście, żałowałem. Wtedy miałem przyjaciół i mimo wszystko, mimo, że wówczas sądziłem, iż jesteśmy zbyt nijacy i letni, że to wszystko za krótko, za słabo, za mało intensywnie, jednak, mimo to było we mnie mnóstwo zapału, żarliwości, przesadnych emocji. Żyło się. Tamten świat przeminął. Umarłem. Przekonały mnie o tym ostatecznie "9 uroczystości Rafałowe". Na mszy zamówionej u dominikanów byłem sam i było mi trochę smutno, choć to rozumiem i właściwie wiedziałem o tym wcześniej, niż ktokolwiek zechciał przyznać, że tak właśnie będzie. Czas płynie i rozmywa przeszłość. Nie mam do nikogo o to żalu. Każdy najwyraźniej, tak jak ja, żyje już innym życiem, a tamta historia to opowieść z zaświatów. Mój smutek tego wieczora wypływał raczej z nieuchronności życiowych kolei, niż z pretensji. Powiedziałem sobie głośno, że i ja umarłem. Wszyscyśmy pomarli. I żyjemy już inni.

-------------------------------------------------------
Początek - Glinice, Radom

Taksówka toczy się powoli Tadeuszowską, Kościelną, Odrodzenia. Sine, późnozimowe ulice i przedpołudnie. Trochę śniegu. Przecieram dłonią zaparowaną szybę, żeby dostrzec więcej. Znam te miejsca i nie znam zarazem. Zmieniło się. Trochę nowych domów, jakieś dobudówki poprzyklejane do starych - typowa zabudowa ubogich podmiejskich ulic wszędzie w Polsce na ścianie wschodniej i tu w Radomiu też. Ale to nie przez to, że się pozmieniało, nie poznaję tych miejsc. To nie przez to. Wiem, że tu byłem. Nie pamiętam kiedy. Już bardziej co, wtedy tu robiłem, ale też niewyraźnie. Wszystko jest trochę obce, a trochę też znane. Odpychające i pociągające. Jakby ze snu. Przypominają się jakieś detale i nie wiem czy się na pewno przypominają, czy się śniły. Mógłbym powiedzieć, że tu żyłem i mógłbym powiedzieć, że nigdy mnie tu nie było. I to, i to dziś będzie prawdą.

Teraz przejeżdżam koło mojej szkoły. Długi, szary budynek jakich wiele z lat 70-tych. Podobny? Taki sam. Ale jak na niego patrzę, to już nie potrafię sobie przypomnieć co jest za frontowymi drzwiami, co bym tam zobaczył, gdybym teraz wszedł, gdzie musiałbym pójść, żeby trafić na wu-ef albo do stołówki. Nie znam rozkładu tego budynku, skąd zatem myśl, że kiedyś tam byłem.

Tak odległe wspomnienia trudno nawet przywołać, a co do dopiero o nich pisać, czyli rozdrabniać na kawałki, oglądać z bliska każdy szczegół i sytuację. Co z tego jest prawdą, a co zmyśleniem - tworem mojej zbyt wątłej wyobraźni? Tylko w owej wątłości nadzieja - w owym braku umiejętności zmyślania, a więc i w tym, że owe obrazy i sytuacje (w najdalszych wspomnieniach w ogóle brak słów i dźwięków - ta przeszłość jest niema) mają cokolwiek wspólnego z rzeczywistością, że się w ogóle zdarzyły. Gdyby moja wyobraźnia była mocna i wyrafinowana, gdybym potrafił cudownie zmyślać, nie wierzyłbym w cokolwiek, co wydaje mi się, że pamiętam z moich najdalszych wspomnień. Wtedy na pewno byłaby to bujda. Choć i tak, nawet w mojej ułomności, zmyśleniu/niezmyśleniu, zapamiętanego jest tak niewiele i jest to tak pokawałkowane... Nie wierzę rozmaitym wspomnieniom, rozmaitych ludzi, którzy zapełniają autobiografie całymi tomami detalicznych wspomnień swojego dzieciństwa - co było powiedziane w takiej, a takiej sytuacji, jak ubierała się kuzynka tego, a tamtego, no i jaka wtedy była pogoda. To niemożliwe. Pamięć ludzka tak nie działa. Czas tak nie działa. Człowiek nie pamięta i wtedy człowiek zmyśla. W dobrej wierze oczywiście.

To inne życia. Odległe.

Ale odkładam to teraz. Jeszcze nie czas wspominać życia. Jeszcze nie pora zmagać się ze szczegółami. Może nigdy nie będzie na to czasu. Może i lepiej.

--------------------------------------------------------
* - Skąd ty tu?
Aż mnie cofnęło o krok. Przecież on nie żyje. Skąd więc...
Siedzi pod drugą ścianą korytarza oparty nogami o pierwszą. Gapi się przed siebie.
- A nic. Pogadać. Trochę mi się nudzi. Przecież umieliśmy gadać. A przynajmniej chcieliśmy się uczyć.
- No tak, ale skąd...
- Cholera, nie chcesz wszystkiego wiedzieć. Mówię ci. Na pewno nie. - milknie na chwilę, poirytowany. - I tego też nie chcesz. Pogadamy i już. No oczywiście, jeśli chcesz. - Obejmuje dłońmi głowę. - Co za nonsens - szepce.
A mnie mrówki chodzą po grzbiecie.
- Jest trochę inaczej. No, niż myślałem, że będzie. Pamiętam wszystko z tamtego życia. Z twojego teraz też. - mówi.