poniedziałek

Żyję obok miasta

Jak pisać o mieście żyjąc obok niego, przemykając się bocznymi uliczkami.

Już od dawna nie mieszkam w mieście, to znaczy nie żyję miejskim życiem. Owszem, znajdując dom, w którym mieszkam, na mapie, mogę powiedzieć, że jednak to miasto, bez wątpliwości, ale to nieprawda. Żeby faktycznie być z miasta, trzeba je przemierzać dzień w dzień, patrząc na architekturę i ludzi zaganianych, spieszących donikąd. Stać w upale w korku, oglądać książkę na wystawie księgarni i parę butów w obuwniczym. Trzeba dać się doprowadzać miastu do furii, w popołudniomy korku i do ekstazy w ciepła lipcową noc. Trzeba w nim zostawiać swoje codzienne emocje.

Dla mnie natomiast miasto emocję odświętne, to atrakcja, cyrk kuglarzy. Gdy niekiedy jadę trawajem, pożeram oczami mijany krajobraz, jakbym go pierwszy raz w życiu właśnie zobaczył. Z ciekawścią, a nie niechęcią obserwuję ludzi i sytuacje. Tak nie zachowuje się mieszczuch. Tak robi ktoś z zewnątrz, ktoś obcy.

Ja już nie jestem ani z miasta, ani spoza miasta. Ja już nie jestem skądkolwiek.