poniedziałek

Złudy

Wiele złudzeń mami nas w życiu, wiele prawd jest zakłamanych. Z wiekiem odkrywa się część z tych zasłon. Nie wiem czy to odkrycia uniwersalne, może tylko moje. Nieskromnie wolę myśleć, że jednak wspólne.
Weźmy starość. Czy jest okraszona mądrością, spokojem, dystansem? Tak mi się zdawało, gdy byłem młodszy. Taką opowieść snuje przekaz naszej kultury. Gdy się jednak stykasz ze starością bezpośrednio, okazuje się, że jest zgoła inaczej. Starość to lęk, zagubienie, samotność. To nieporadność, trochę wstydu, tęsknota. Opowieść o starości to tylko piękne zmyślenie. Nie istnieje naprawdę.

Albo dom rodzinny. Taki wielopokoleniowy. Taki sam dziś, jak był w czasach dziadków i będzie w czasach wnuków. Piękny widok, czy raczej powidok. Bo taki dom nie istnieje. Może istniał kiedyś, gdy czas nie biegł tak szybko, gdy tylko szedł, przechadzał się. Teraz go nie ma i być nie może. Dzieci zanim jeszcze dorosną, już chcą się z domu wyprowadzać, żyć samodzielnie i samoistnie. W domu rodzinnym zostają rodzice. Potem ojciec umiera, zostaje matka, sama. A potem matka znika, dom się rozpada, pozostaję wspomienia, jakieś zdjęcia.
Tak było z domem mojej mamy na Kowalkowie, wiejskim, drewnianym. Dziś nie ma po nim śladu, zniknął, zapadł się pod ziemię. W jego miejscu rośnie sobie spokojnie, powoli i dostojnie trawa, co roku inna i ta sama zarazem.
Taki sam los czeka dom na Tadeuszowskiej, już niedługo. Jeszcze stoi w swoim ogólnym zarysie, choć nie ma w nim nic z dawnych czasów. Ale nie postoi już długo.
Teraz sytuacja się powtarza, dom na Osiedlowej. Dom umowny, tylko metaforyczny przecież, bo to mieszkanie, w bloku, on też zniknie razem z mamą.
Zawsze są tylko wspomienia. I marzenia. Wspomnienia jednego pokolenia, pokolenia dzieci. Byłem dzieckiem w tym domu. Dla mnie to ważne i wyraźne. Dom na Tadeuszowskiej, dom na Kowalkowie. To mój czas, czas dziecka, tamte miejsca, rzeczy, ludzie. Ale dla pokolenia naszych dzieci, to już sprawy nieznane, to już inny świat. Pomimo opowieści nie mają z nim emocjonalnego związku. Jakby go wcale nie było.
Tak więc obiektywnie to ułuda, która nie istnieje poza moim umysłem. Mogę to jeszcze najwyzej opisać i wtedy, być może, ktoś się przejmie czytając, może coś przetrwa w literach.
Gdybym jeszcze chciał to opisać. Kusi mnie czasem i myślę, że powinieniem. Głównie dla siebie. Żeby zagłuszyć ten żal, że gdy ja zapomnę, zapomną wszyscy i ten świat zniknie. Umierają kolejni ludzie, którzy go tworzyli i pamiętali. Umarł ojciec. Umierają ciotki i wujkowie. Czuję się trochę odpowiedzialny za opisanie tamtego świata. Bo jak nie ja, to kto. Może to komuś po coś będzie potrzebne - to taka moja prywatna złuda.