piątek

Chwile pozostałe

Jeszcze tylko ulotne chwile codzienności dostarczają mi przypadkowych i przelotnych (jakżeby inaczej) wzruszeń. Smak pierwszej truskawki na wiosnę, wieczorna, letnia herbata z miętą, porywisty wiatr na rzeką zrywający płaszcz z karku, ładna dziewczyna na ulicy, itd. Tylko w takie niedoścignione momenty jeszcze wierzę. A cała reszta - kultura i nauka - to znaczy piękne, elektroniczne gadżety, mądre książki, suity wiolonczelowe, filmy z fabułą i oparte na życiu i cała reszta - wszystko to znaczy już niewiele, tyle co nic.

Czy to kwestia wieku, może doświadczenia i zniechęcenia? Nie wiem. Może (pod)świadomość, że tych chwil coraz mniej, albo że tylko one, doznania zmysłowe są prawdziwe (metafizyczne zmysły) i dane bez zastrzeżeń wieku, wykształcenia, wrażliwości dla każdego - to raczej jednak bez znaczenia.

Inny ja

Autobus dziś mym chlebem powszednim, poniedziałek. Jadę tłoczno, z tyłu. Wracam późno. Praca przez cały dzień, teraz wracam. W środku wilgotno i lepko. Tłok. Na zewnątrz rześki mrozek. Zostaje patrzeć przez okno, na tę rześkość.
Mija nas lewym pasek Megane kombi. Szare, jak moje. Patrzę. Moje. Jakieś takie. Ale jak moje? Przecież ja tu. Patrzę. Szare, brudne. Moje też przecież brudne. Numery zamazane, nie da się przeczytać. Moje?
Zaraz skrzyżowanie i stajemy obok. Ja tu, w autobusie. Obok ja? W kombi? Niewyraźny zarys sylwetki. Profil. Znajomy. O ile własny profil może być znajomy. Ciemny płaszcz, lekki zarost, pozycja za kierownicą. Ja. Jak  nic. Pochylam się do szyby, przecieram ręką z lekkim obrzydzeniem, bo autobusy jak dawniej, chociaż nowe. Niedomyte. Dociskam twarz do szyby. Kombi tuż, tuż. Jakby ja. Jakby na pewno. Ale niemożliwe. Ja tu. Ja nie tam. Logika to mówi. Zmysły mówią co innego. No przecież widzę. Ja tam.
Może kto ma lusterko. Spytam. Zobaczę czy na pewno ja tu...