poniedziałek

Wrocław mniej wrogi

Uczę się tego miasta powoli. To trudne miejsce. Ciekawe, ale trudno je polubić. Z każdym rokiem patrzę na nie jednak z większą atencją, z wyrozumiałością dla cierpień przeżytych i burz przetrzymanych. To miasto z historią, temu trudno zaprzeczyć. Ale też to nie usprawiedliwia owej wspomnianej trudności.

To miasto obce. Moje pierwsze wrażenie ze spaceru z dworca, przez Kołłątaja, koło rynku, aż na Szewską było wrażeniem obcości, spotęgowanej być może jesienią, deszczowym, chłodnym porankiem i ludzie schowani w płaszczach i jesionkach przemykali pod brudnymi murami ogromnych brunatnych kościołów stojących tuż przy ulicy. Tramwaj skrzypiał zawzięcie, trzęsło niemiłosiernie, a motorniczy sterował tym wszystkim za pomocą jakiejś niesłychanej korby z gładkiego mosiądzu, którą przesuwał to w ową to w przeciwną stronę i tramwaj jechał lub się zatrzymywał.

Miasto nadal obce, ale teraz, po 16 (!) latach już mniej. No i nadal się uczę, bo wydaje mi się, że warto znaleźć tu swoje miejsce.

Brak komentarzy: