niedziela

Dyskusyjny ideał mędrca

Mistrz, mędrzec, ikona nauczyciela - postać przed którą powinieneś i chcesz zniżyć czoło, za którą chcesz podążać, uczyć się, słuchać pokornie tego co zrobi i powie.
A jednak nie powinieneś, a raczej on nie powinien nic. Teraz ideał mędrca wydał mi się nie tylko nieistniejący, ale absurdalny i niemożliwy. Z biegiem życia pojmuję, że sokratejskie "Scio me nihil scire" (Wiem, że nic nie wiem) zawiera więcej treści, niż mogłoby się na pozór wydawać (jak zwykle u starożytnych). Bo nie chodzi Sokratesowi tylko o kwestie poznawcze, o Episteme, ale szerzej o nieprzekazywalność mądrości, o absurd wskazywania innym ścieżek i kreowania dróg życiowych. Bo cóżże ten mędrzec. Ano im bardziej jest rozsądny i mądry właśnie, tym pewniej wie, że nie ma żadnej wiedzy życiowej, którą możnaby się z uczniem podzielić. Znika gdzieś relacja Mistrz-Uczeń. Nie ma mistrza, nauczyciela wskazującego drogę. Nie ma drogi. Nie ma uniwersalnej drogi, o której można mówić z uczniami. Jest jego pojedyncza i niepowtarzalna droga, ale jej istotą jest nieprzekładalność na żadne inne istnienie. Skoro zatem mędrzec jest tak mądry, nie może mieć ucznia. A wtedy nie ma i mędrca. Bo cóżże to za mędrzec, skoro jego mądrości nikt nie pozna, bo to jego osobista mądrość, skoro tak naprawdę 'nic nie wie'.
Ot i dyskusyjny ideał.

Brak komentarzy: