W parapet. Najpierw słabo, potem mocno. Puka w blachę, puk, puk. Otwieram, żeby wpuścić. Świeży podmuch targa firanką. Owiewa łagodnie i trzeźwo. Pójdę się napić. Nalewam sobie wody. Za oknem deszcz na całego. Od stóp do głów przebiega dreszcz. Deszcz jeszcze bardziej. Od grzmotu jeszcze większy dreszcz. Składam rękę, puk, puk. Pukam w parapet z deszczem. Słabo, potem słabiej.
Burza odchodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz